Niestety, ale to prawda. Nie wystarczy sama wiedza ogrodnicza, a nawet znajomość roślin. Nawet zamiłowanie do koloru zielonego. To zbyt mało jeśli chcesz być szybki, skuteczny, a więc nadążyć za dzisiejszymi wymaganiami. Czasy są bezwzględne.
Musisz więc śledzić nowości branżowe i inwestować w sprzęt. Sprzęt, który ułatwi pracę, pozwoli zrobić więcej, w krótszym czasie. Nieźle, prawda? Ale i to jest za mało. Bo sprzęt, w katalogach, folderach, a nawet filmach reklamowych zawsze prezentuje się pięknie, robi 200% normy, nie sprawia żadnych trudności. Niestety w realu zawsze wygląda to inaczej.
.
Więc co jeszcze masz zrobić?
To proste: musisz być mechanikiem i konstruktorem w jednym. Poza tym mieć mocne nerwy, wyobraźnię i lekką fantazję, a ponadto lubić ryzyko. To wystarczy. Dalej idzie już łatwo.
Jako dowód, moja krótka historia, stworzenia idealnego zestawu do mechanicznej zbiórki liści. Historia część 1, bo mimo, że jestem już bliski finału, to cały czas zmuszony jestem rozwiązywać kolejne problemy. Eksperymentować i przechodzić kolejne konstrukcyjne etapy.
.
Po co Ci ta historia?
A może będziesz chciał zająć się kiedyś zawodowo pielęgnacją zieleni? No właśnie. A jeśli nie, to pewnie czymś się zajmujesz. Gdzieś pracujesz lub prowadzisz jakąś działalność. Więc z pewnością robisz coś, co zawsze można usprawnić. Nie po to aby być „pracownikiem miesiąca” albo dla kaprysu wykonywać 300% normy. Ale po to aby sobie ułatwiać czyli inaczej mówiąc rozwijać się, iść do przodu czyli wchodzić na wyższy level.
Moje zmagania to nie tylko wspomniane powyżej korzyści. To także konstrukcja na miarę międzynarodową, a nawet między kontynentalną. To połączenie technicznej myśli rodem z USA, z techniczną myślą zza naszej zachodniej granicy.
Czyli dwa różne światy, dwie kultury, w których nawet hamburgery smakują inaczej, dwie różne bajki. Tym większy problem do rozwiązania. Oczywiście teorię, zapewnienia sprzedawców, że wszystko „da się zrobić” zostawmy z boku, bo w rzeczywistości nie jest to takie proste.
A zadanie polega na połączeniu amerykańskiego „potwora” do wciągania liści Bear Cat z niemiecką przyczepą Blyss. Dobrze, że przynajmniej oba zaczynają się na literę „B”. Celem połączenia jest zbudowanie mobilnego zestawu zbierająco – transportującego.
Dwa powyższe zdjęcia to produkty „wyjściowe”, które potrzebowałem ze sobą zestroić.
Etap 1 – zabudowa przyczepy. No właśnie, niby po co? Jak się okazuje, same siatki, które były nie wystarczają do mechanicznego zbierania. Wyrzut z maszyny jest tak duży (prędkość), że liście zostają przez siatki wypchane. Więc trzeba je zabudować plandeką. Sprawa nie tak trudna, ale nie możliwa do wykonalna samemu. Trzeba to zlecić specjalistycznej firmie, co też zostało zrobione. W ramach zabudowy m.in. zachodziła konieczność „ohakowania” burt czyli zamontowania haków do mocowania plandeki.
Przy tej okazji specjalne podziękowania zaprzyjaźnionej Firmie Kaja, za specjalistyczną i ekspresową (poza kolejką) zabudowę. Dzięki Łukasz.
Etap 2 – demontaż. Czyli odkręcenie tego co zbędne, albo koliduje z przyszłym montażem urządzenia. W moim przypadku to koło zapasowe wraz z całym stelażem podtrzymującym. Chwila pracy i gotowe.
Etap 3 – montaż stolika. Ale zanim montaż to niestety trzeba było go „wymyślić”. Rozplanować, pomierzyć, dopasować do miejsca, w którym ma stanąć oraz do maszyny, którą ma utrzymywać. A nie było to całkiem proste ponieważ było kilka elementów, które to utrudniały i należało je sprytnie „ominąć”. Ostatecznie udało się zrobić projekt i zamówić wykonanie oraz montaż stolika na ramie przyczepy.
Etap 4 – posadowienie i montaż urządzenia. Oczywiście na stoliku. Kolejny element wymagający lekkiego „pomyślunku”. Ponieważ ustawienie maszyny nie mogło być przypadkowe albo na zasadzie tak będzie ładnie. Jak wazonu na stole. Ponownie było kilka elementów, które należało wziąć pod uwagę aby możliwa była właściwa eksploatacja maszyny.
Między innymi kierunek ruchu linki rozruchowej silnika (strzałka czerwona) oraz kierunek wylotu spalin (strzałka zielona). Położenie maszyny jak na zdjęciu, skutecznie uniemożliwiało jedno i drugie ponieważ rozruch miałby być w stronę samochodu ciągnącego gdzie nie było miejsca, a spaliny uderzałyby wprost w burtę. Co również było nie do przyjęcia.
Ostatecznie maszyna została odpowiednio ustawiona i przytwierdzona do stolika. Oczywiście mocno i stabilnie aby umożliwić bezpieczną jazdę i użytkowanie.
Widać teraz, że uchwyt rozruchu będzie ciągnięty równolegle do burty przyczepy, a więc na bok gdzie operator będzie miał wystarczająco dużo miejsca do wykonania „zamachu”. A spaliny będą wylatywały w drugą stronę, również równolegle do burty.
Etap 4 – montaż osprzętu. Niby „szafa gra”, ale jednak nie do końca. Tzn. urządzenie zamontowane czyli najważniejsza sprawa za nami. Ale pozostają szczegóły, które również należy rozwiązać. M.in. wąż ssący, który nie może sobie luźno zwisać i być ciągniony w czasie jazdy. Należało zrobić coś aby go jakoś przymocować.
No więc chwila zastanowienia, dopasowanie kilku uchwytów i wąż został podwieszony do bocznej burty przyczepy (na czas transportów).
Kolejna sprawa – wyrzut „urobku” czyli zebranych liści. Oczywiście wylatują one górnym kominem, którego kształt ma się tak do naszej plandeki „jak pięść do nosa”. Czyli nijak nie kierunkuje urobku do wnętrza przyczepy. Komin jest rzecz jasna obrotowy i do pracy jest odwracany w stronę przyczepy, ale kierunek wyrzutu i siła, będą sprawiały, że liście przelecą ponad przyczepą. Należało więc zamontować specjalną rurę kierunkową, która przez otwór w „suficie” przyczepy, wprowadzi urobek do środka. Proste? Proste. Więc tak zostało zrobione.
I to wydawał się ostatni element w tej układance, który należało rozwiązać aby ruszyć w lekką i przyjemną pracę czyli wypłynąć na ocean liści parkowych. Nie ukrywam, że humor mi się już poprawił, wszystko zostało wykonane. Przyczepa była gotowa do boju czyli polska myśl technologiczna, a konkretnie potrzeba, która jest matką wynalazku, pogodziła technologię amerykańską i niemiecką. Zestaw prezentował się bojowo, nawet przez moment zastanawiałem się czy tego nie opatentować.
Etap 5 – jazda próbna. Czyli wyjazd zestawu w teren i pierwsza próba generalna.
Wylot został wprowadzony do wnętrza przyczepy, a tylna klapa plandeki lekko poluzowana aby umożliwić ujście powietrza wprowadzającego do wnętrza urobek.
Próba została rozpoczęta. Wszystko zadziałało. Maszyna pracuje, spełnia swoje zadanie. Liście znikają z przygotowanych pryzm i wlatują do wnętrza przyczepy. Wydaje się, że sukces konstrukcyjny został osiągnięty.
Jednak pojawiają się komplikacje. Okazuje się, że wyrzut powietrza z maszyny jest tak duży, że w zamkniętej „puszcze” powstaje taki wir i podciśnienie, które zaczyna wypychać liście przez siatki, a następnie pod plandeką. Szczególnie z tyłu, gdzie została poluzowana (strzałka niebieska). Strzałka żółta pokazuje wydostające się liście. To daje nam sygnał, że konstrukcja i opracowane rozwiązanie nie są jeszcze idealne. Oczka siatki przyczepy są zbyt duże i liście się wydostają. Trzeba wprowadzić kolejne modyfikacje.
Na marginesie. Strzałka czerwona pokazuje komin wlotowy wprowadzony do przyczepy, a strzałka czerwona wylot spalin ustawiony w bok czyli równolegle do burty przyczepy. Wszystko jest więc idealnie zaplanowane i wydaje się, idealnie wykonane.
Jednak obecny efekt jest następujący: operacja się udała, ale pacjent zmarł. Wszystko zaplanowane, wykonane, ale efekt nie jest jeszcze w 100% zgodny z założeniami. Wymaga poprawek. Niestety.
A więc będzie część 2 historii. Plan „naprawczy” już jest, należy dokonać kolejnych modyfikacji. I to wcale nie takich małych. Ale myślę, że już ostatecznych aby zestaw mógł wydajnie i efektywnie pracować.
.
Co z tego wynika?
Jak wspomniałem: potrzeba jest matką wynalazku. Więc z potrzeby rodzą się pomysły. Pracę trzeba sobie usprawniać i ułatwiać. Można powiedzieć, że po co? Ale gdyby wychodzić z takiego założenia pewnie do dziś mieszkalibyśmy w jaskiniach, chodzili przykryci skórami i nocą polowali na pożywienie.
A skoro trzeba sobie ułatwiać, to niestety trzeba się lekko natrudzić. Nic nie przychodzi samo i nikt nie poda nam rozwiązania na tacy. Co prawda są urządzenia, które możemy wykorzystać, ale jednak trzeba je odpowiednio przysposobić do swoich warunków pracy. A to wymaga trochę „zachodu”.
Nie jest też tak, że opracowane rozwiązanie od razu zadziała. Jak w tym przypadku, mimo przejścia kilkunastu elementów, efekt nie jest jeszcze idealny. Trzeba wprowadzić kolejne modyfikacje. Najgorszą możliwą rzeczą byłoby się teraz zniechęcić i porzucić rozpoczęty plan.
Myślę, że się ze mną zgodzisz? I już zapraszam Cię na część 2 historii, mam nadzieję, że ostatnią.
- Jak wysypać korę w ogrodzie czyli ściółkowanie korą sosnową bez pomyłek - 3 grudnia 2024
- Oświetlenie przed domem – inspiracje do Twojego ogrodu - 29 listopada 2024
- Jak wybrać idealne panele ogrodzeniowe dla Twojej posesji? 5 praktycznych podpowiedzi - 28 listopada 2024
Jasne, że się z Tobą zgadzam. Pozdrawiam 😉
Dziękuję 🙂 To miłe. I pozdrawiam również.