Oczywiście w największym uproszczeniu i co ważne: nie z konieczności, a z wyboru. Ale zacznijmy od początku.
Tym, którzy śledzą bloga regularnie nie muszę chyba przypominać, że moje życie zawodowe to dwie odrębne połowy.
Pierwsza zajmuje się geodezją, a druga zielenią.
Pierwsza podparta jest wykształceniem, studiami i praktyką, a druga „tylko” upodobaniem i praktyką. Ciśnie mi się jeszcze na usta słowo „pasją”, ale celowo go nie używam bo wyjątkowo go nie znoszę.
Pierwsza daje mi utrzymanie od kilkunastu lat, druga dodatkowo od kilku.
Pierwsza to duże (przez duże „D”) osiągnięcia, druga mniejsze. Zresztą zależy jak na to spojrzeć.
Pierwsza to duża firma, druga mniejsza. Zresztą również zależy jak na to patrzeć.
Pierwsza to duże problemy (taka branża) i duża odpowiedzialność, druga mniejsze problemy i mniejsza odpowiedzialność.
Więcej o tym w tym miejscu: Moja druga połowa … GEODEZJA
Więc podświadomie, od dłuższego czasu, ciągnie mnie w tą drugą stronę. Jednak samo „ciągnie”, w moim przypadku, nie wystarcza, bo mając to wszystko na głowie, nie wystarczy się tylko „spakować” i zająć jednym tematem. Jest szereg niewiadomych, przeszkód i zobowiązań, które stopniowo należy rozwiązywać i ewentualnie odłączać. W każdym razie jest to proces nie łatwy i czasochłonny. Nie łatwo się też na niego zdecydować i podejmować decyzje, które patrząc z boku, nie wyglądają na mądre.
Przynajmniej w ocenie wielu osób z mojego środowiska, wiele spraw jest niezrozumiałych. Również i mnie ciężko jest zachować obiektywny kierunek i nie ulegać pozornym „zauroczeniom”. I właśnie tutaj, co może wydawać się dziwne, a nawet śmieszne (również dla mnie) z pomocą przychodzi mi blog. Oczywiście blog z ogrodem na TY.
.
Awans z fotela dyrektora do łopaty
Odkąd zająłem się jego pisaniem, „z konieczności” musiałem zbliżyć się również do samej „roboty”. W zieleni.
Nie żebym wcześniej nie wiedział o co chodzi, ale jednak. Przed pisaniem bloga wystarczyło mi nieraz, że poukładałem plan na tydzień i robota „sama się robiła”. Wystarczyło tylko zajrzeć od czasu do czasu i ewentualnie interweniować w razie jakiś niespodziewanych sytuacji. A w między czasie „spokojnie” zasiadać za biurkiem i oddawać się tej drugiej połowie. Mniej więcej na podobnej zasadzie… Takie są niestety realia prowadzenia firmy.
Jednak od dłuższego czasu ten stan rzeczy zaczął mi ciążyć. Coraz częściej miałem i mam wrażenie, że „nie ma” mnie ani tu ani tam. Czyli ani w geodezji ani w zieleni. Tzn. jestem, ale jakby nie do końca. I wtedy pojawił się blog. O tematyce ogrodniczej.
Musiałem więc zbliżyć się nieco do samego wykonawstwa chociażby tylko po to aby wyciągać tematy do wpisów czy robić zdjęcia.
Skoro więc zbliżyłem się nieco do samej roboty to naturalną jakby konsekwencją jest, że zacząłem w niej lekko uczestniczyć. Tak fizycznie. No może jeszcze lekko nadużywam tego słowa, ale mniej więcej o to chodzi. Bo skoro się już jest w terenie gdzie coś się dzieje, to ciężko stać z założonymi rękami i bezczynnie patrzeć. Więc zaczyna się uczestniczyć, doradzać, za chwilę coś trzeba podać, przytrzymać aż nie wiedząc kiedy trzyma się już „za łopatę”. I się nią wymachuje, robiąc przy okazji kawałek tej roboty. Słowo „łopata” używam w przenośni bo mam tu na myśli cały sprzęt, którym dysponujemy. Od łopaty właśnie po samochody, ciągniki czy inne zabawki.
W każdym razie zaczyna się „odruchowo” działać czyli jakby nie było pokonuje drogę z fotela dyrektora do łopaty. I tu właśnie nasuwają się najciekawsze wnioski.
Nie taki diabeł straszny jak go malują – czyli owszem trzeba się trochę zmęczyć fizycznie, ale to nic w porównaniu ze zmęczeniem psychicznym. A tego drugiego w plenerze jest zdecydowanie mniej. Zapomniałem już o tym bo siedząc przeszło 10 lat w fotelu i „pokazując palcem”, można się odzwyczaić.
Jest szansa schudnąć – czyli lekko poprawić kondycję, zdrowie, a przy okazji stronę estetyczną swojego wyglądu. A jest z czego chudnąć niestety więc postrzegam ten ruch jako szansę na lepsze samopoczucie. Tym bardziej, że w tym wieku trzeba już o tym myśleć.
Mniej stresu – czyli więcej spokoju. A przy okazji zadowolenia z pracy. Bo nie ma nic gorszego jak „zmęczenie materiału”, które w połączeniu z notorycznym stresem daje mieszankę prawie wybuchową. I odbiera ochotę na wszystko.
Uspokojenie zawodowe – którego dopiero się spodziewam. Musi jeszcze trochę czasu upłynąć, ale są pewne widoki na poprawę sytuacji.
.
Podsumowując
Dzięki blogowi, który towarzyszy mojej pracy już blisko rok, postanowiłem lekko przeorganizować swoje zawodowe życie. Zmienić proporcję, ustalić priorytety, wyznaczyć nowe zasady i cele, samemu więcej uczestniczyć w realizacji. I to są pierwsze efekty blogowania.
Geodezja, które zawsze była nr 1, oficjalnie schodzi na drugi plan. Co jeszcze jakiś czas temu było dla mnie, i nie tylko dla mnie, nie do pomyślenia. Więc automatycznie zieleń wysuwa się na prowadzenie. Wiążą się z tym pewne ruchy organizacyjne, a przede wszystkim czas, ale powoli poukłada się wszystko na nowo. Nie znaczy to jednak, że o geodezji zapominam, to w końcu mój zawód, ale jednak „oddaje koszulkę lidera.”
Zmiany nie dzieją się też tak sobie, byle tylko się dziać. Mam pewne pomysły, o których sukcesywnie będę wspominał na blogu. Mam też zaplanowany pewien model działania, w nieco szerszej i innej perspektywie, który planuję realizować. To, co tytułem wstępu mogę zdradzić, to trochę inne spojrzenie na pracę. Myślę, że już najwyższy czas, a zarazem „ostatni dzwonek” aby ułożyć sobie wszystko „pod siebie”. Tzn. tak aby robić co się lubi i jak się lubi, lekko wyhamować i uspokoić sytuację, a przede wszystkim „bawić się” pracą.
W końcu praca w zieleni to jedna wielka przygoda, co dzień nowe wyzwania, nowe miejsca i sytuacje. Trzeba lekko zaaranżować swoje działania aby móc zrobić z pracy przyjemność, a każdą sytuację traktować jako jednostkowe wyzwanie.
Dużo będzie się działo, szereg planów i zmian przede mną, praca w zieleni będzie się zmieniać, zapraszam więc do regularnego obserwowania.
- Ognisko czy palenisko? - 9 października 2024
- Jesień w sadzie: jak sobie ułatwić zbiory owoców - 7 października 2024
- Grabienie liści w sadzie – dlaczego jest konieczne - 4 października 2024
Powodzenia Tomku 🙂 Jetem przekonana ,że wszystko poukładasz jak należy i tego życzę 🙂 Fajnie jest czerpać frajdę i satysfakcję z tego co się robi 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂
W sumie nie mam innego wyjścia…
Planów mam sporo, myślę, że będzie ok. I głowa trochę spokojniejsza. Dzięki za wsparcie i również mocno pozdrawiam!
Męska decyzja!! Gratuluję, tak trzymaj. I roboty się nie bój! Dajesz radę “zza biurka”, dasz i przy łopacie. A z drugiej strony kiedyś jak to wszystko budowałeś pewnie były takie początki. Więc wrócisz do korzeni, ale będziesz spokojniejszy. Pozdrawiam. Dawid
Kilka lat temu przerabiałem podobny scenariusz. W innej branży bo w budownictwie. Budowałem domy i firma zaczęła mi się dość prężnie rozwijać. Miałem pracowników, a ja byłem szefem. Załatwiałem wszystko, ale nie starczało mi już czasu na samą budowę. Odsunąłem się od tego, a robili to sami pracownicy. Niestety szybko problemy zaczęły mnie wyprzedzać i błąd gonił błąd. Na szczęście w porę opanowałem sytuację. Zredukowałem firmę i wróciłem do własnej pracy. Teraz pracuję wraz z kilkoma ludźmi i chwalę to sobie bardzo. Mniej pracy biorę jako firma, ale ogólnie wychodzi na samo. Robię i pilnuję sam. A pracownicy przy mnie. I jedno co mogę powiedzieć to, że mam mniej problemów i śpię spokojnie. Bardzo to sobie chwalę więc i Tobie życzę aby się udało.
Ja miałem jeszcze jeden problem. Bo z szefowania ciężko było mi wrócić jakby do pracownika. Co powiedzą znajomi itd. Na pewno będę mówić, a pewnie mu się nie udało i sam musiał się wziąć za robotę. Ale przestałem się tym przejmować. Niech mówią co chcą, ja wiem jak jest. I nie żałuję. Moja sprawa co i jak robię czy mam 100 pracowników i dyryguję czy 10 i robię z nimi. Zdecydowanie ta druga opcja jest spokojniejsza. Szczególnie w takich branżach gdzie jest odpowiedzialność i za błędy pracowników, których nie dopilnuje są poważne konsekwencje.
Twoja sytuacja to jest mniej więcej to, co sam mam na myśli. Nawet problemy, które opisujesz są podobne tzn. kwestia niemożności “dopilnowania” pracowników oraz wynikające z tego problemy jeśli nie jesteś obecny podczas realizacji.
Druga sprawa to ten element “upadku społecznego” czyli tego, że nagle ktoś zaczyna Cię widzieć i oceniać po tym, że sam zaczynasz pracować… Może i coś w tym jest, ale ja jakoś nad tym się nie zastanawiam. Ci co mnie znają bliżej wiedzą jak jest i na co “mnie stać”, a resztą się specjalnie nie przejmuję. Chociaż faktycznie dla wielu, patrząc z boku, wygląda to dziwnie. Nie robił, a nagle robi. Pewnie coś musiało się stać… 😉
Pozdrawiam i również życzę Ci powodzenia i satysfakcji z tego co robisz! 🙂
Podziwiam za hart ducha i inwencję. Wiem jak wiele trzeba przemyśleć , zmienić ,aby realizować “nowe” kierunki życiowe. Mnie się udało i teraz mam sad ,ogród i ogródek na 0.49 ha i poukładane spokojne życie na emeryturze w pięknej okolicy.Wyjście z rutyny daje satysfakcję i tego wszystkim “myślącym” życzę. Przyroda uczy również pokory , ona “rządzi” i nasze starania nie zawsze się jej podobają.Z zainteresowaniem będę śledzić blog ZOGRODEMNATY…….
Cieszę się, że te moje próby zmian są dobrze odbierane. Bo śmiało mogłoby być tak, że byłby to powód do krytyki pt. a pewnie ma problemy to nagle zabrał się za zmiany….
Natomiast w rzeczywistości problemów nie ma, a zmiany wynikają właśnie jakby z podświadomej chęci zmiany, poukładania i uspokojenia swojego pędzącego zawodowego życia. A, że przy okazji daje to dużo satysfakcji, to nic tylko podążam w tą stronę.
Fajnie, że Twoje życie jest poukładane i znalazłaś swoje miejsce. Gratuluję 🙂
Pozdrawiam ogrodniczo i cieszę się, że będziesz stałym Czytelnikiem…